Emeryci ze Szczecinka ruszyli w 18-dniową podróż rowerową. To prezent dla chorej 11-latki, która potrzebuje wsparcia w rehabilitacji, a dla nich samych sposób na uczczenie 40. rocznicy ślubu.
Józefa i Józef Włodarczykowie wyruszyli ze Szczecinka 1 sierpnia o 6.30. Po paru godzinach złapała ich ulewa. Wszystko zmoczyła, nawet nieprzemakalne torby z ubraniami na zmianę. Pierwsze lokum – a zatrzymali się w Osiekach pod Koszalinem – zamieniło się więc w suszarnię.
Małżonkowie jadą dla swojej krajanki, 11-letniej Nadii Machalskiej, która choruje na nieuleczalną śmiertelną postać mukopolisacharydozy, czyli tzw. syndrom Sanfilippo. Na tę chorobę nie ma lekarstwa, można jedynie opóźnić jej postęp. Nadia i jej rodzice marzą o wyjeździe na turnus rehabilitacyjny do Zabajki.
Włodarczykowie chcą pomóc w realizacji tego marzenia. Znają Nadię, bo chodziła z ich wnuczką Zosią do przedszkola integracyjnego. – Zosia często się nią opiekowała, karmiła. Wyszło to od niej tak spontanicznie, że opiekunki dopytywały, czy w naszej rodzinie nie mamy kogoś z podobną chorobą. Ale nie, Zosia robiła to sama z siebie. Zainspirowała nas – przyznaje babcia.
Stan Nadii się pogarsza.11-latka już przestała mówić i ma problemy z chodzeniem. Dlatego Włodarczykowie spieszą się z rozgłaszaniem celu swojej eskapady, napotkanym rozdają ulotki z kontem na rzecz chorej dziewczynki.
Pani Józefa wiezie z mężem ulotki informujące o chorej Nadii i jej potrzebach. Katarzyna Matejek /Foto GośćLudzie są ujęci gestem jubilatów, spontanicznie zaproponowali im niemal wszystkie noclegi na trasie przejazdu. – Jesteśmy zaskoczeni, chętnych jest więcej niż nocy – cieszy się pani Józefa. – Choć zupełnie nas nie znają, zapraszają z ogromną życzliwością. To pokazuje, że są ludzie dobrej woli.
Emeryci ze Szczecinka udowadniają przy okazji coś jeszcze: że jesień życia to dobry czas na odrobinę szaleństwa. Pomysł rowerowej wyprawy "to był piorun": zrodził się 3 tygodnie temu, przygotowania rozpoczęły ledwie półtora tygodnia przed startem. No ale fakt, trasa byłaby dłuższa, gdyby czasu było trochę więcej.
– Początkowo w tę naszą rocznicę miałam chęć pojechać z mężem na rowerach do Częstochowy. Znajoma podpowiedziała nam, że warto przy okazji zrobić coś dobrego. I wtedy już wiedziałam: jeśli mamy jechać dla kogoś, to trzeba ten projekt rozszerzyć, bo do Częstochowy to jednak jakoś… za blisko – tłumaczy pani Józefa.
Najpierw odgrażała się rodzinie, że pojedzie wkoło Polski, w końcu przyznała rację synowi, który stwierdził: mamo, masz za mało czasu. To on siadł z nią nad mapą i opracował trasę przez północno-wschodnią Polskę. A mąż? Musiał się podłączyć. – Powiem krótko: w tej rodzinie to żona kręci – śmieje się pan Józef. – Lubię jeździć, mam na swoim koncie