Okazuje się, że może. Zło bowiem bardzo często ubiera się w pobożne szaty. Co zrobić w obliczu dyspensy od uczestnictwa w niedzielnej Mszy św., która została wydana z powodu epidemii koronawirusa?
Czytając niektóre komentarze dotyczące obecnej sytuacji w Polsce i na świecie, odnoszę wrażenie, że balansujemy pomiędzy dwiema skrajnościami.
Są tacy, którzy akcentują elementy nadprzyrodzone, lekceważąc jednak wymiar czysto naturalny epidemii. Przywoływane są w tym kontekście romantyczne i nie do końca sprawdzone historie sprzed wieków, pokazujące niezważających na niebezpieczeństwo świętych, którzy mieli nieść pomoc zarażonym. To typowy błąd anachronizmu, którzy nie bierze pod uwagę tego, że nie powinno się oceniać wieków przeszłych z punktu widzenia współczesności. A może ludzie średniowiecza, wiedząc o istnieniu wirusów i znając ich działanie tak, jak my dzisiaj, wybieraliby inne sposoby niesienia pomocy chorym? Niektórzy nie biorą tego zupełnie pod uwagę, uprawiając niestety religijną demagogię.
Z drugiej strony są i tacy, którzy na obecne wydarzenia patrzą tylko czysto po ludzku. Wydaje im się, że wszystko zależy tylko od naszej zapobiegliwości i wszechmogącej technologii. Mam dla nich złą wiadomość - nie wszystko. Pojawiają się nawet głosy ludzi raczej negatywnie nastawionych do Kościoła czy w ogóle do wiary, którzy oczywiście nawołują do zamykania świątyń, ale już galerii handlowych - nie. To w pewnym sensie pokazuje, w czym niektórzy upatrują współczesne "świątynie".
Prawda natomiast leży po środku, a konkretnie - jest oparta na harmonijnym współistnieniu wiary i rozumu. Dopiero taka prawda prowadzi do autentycznego dobra. Ono natomiast w konkretnym działaniu jest miłością, stanowiącą pierwsze i najważniejsze przykazanie, które zostawił nam Pan Bóg. Przede wszystkim miłość!
Jak to się ma do komunikatu Konferencji Episkopatu Polski i biskupa koszalińsko-kołobrzeskiego Edwarda Dajczaka, który udzielił dyspensy od obowiązku uczestnictwa we Mszy św. niedzielnej wszystkim, którzy odczuwają taką potrzebę w związku z szerzącą się epidemią?
Warto przypomnieć, że dyspensa dotyczy nie tylko starszych i chorych, albo zainfekowanych, czy tych, którzy po prostu źle się czują. Dotyczy wszystkich, czyli także i tych, którzy po prostu boją się o zdrowie swoje i swoich bliskich, i nie chcą narażać się na zakażenie, przebywając w zbiorowości ludzkiej, jaką Msza św. też jest.
Papież Franciszek wzywa nas, żebyśmy w czasie epidemii nie myśleli tylko o sobie. Nie chodzi tu tylko o zwykłe codzienne czynności. Myślenie o sobie może też przybierać pobożne formy. Może być troską o własne zbawienie, która w rzeczywistości staje się rodzajem duchowego egoizmu. W kontekście Eucharystii może to wyglądać w ten sposób, że ktoś, kto źle się czuje, ma gorączkę, kaszle, uzna, że nie zrezygnuje z uczestnictwa w niedzielnej Mszy św., ponieważ ten udział jest mu bardzo potrzebny do duchowego umocnienia. Nie wyobraża sobie, żeby nie pójść z powodu "jakiejś tam choroby", bo przecież: "Kto nie spożywa Mego Ciała i nie pije Krwi Mojej...". Nieważne, że mogę zarazić innych i sprawić, że będą mieli poważne kłopoty. Najważniejsze, żebym ja czuł się dobrze, także od strony duchowej.
Ktoś powie, że - owszem - miłość jest najważniejsza, ale przecież przykazanie miłości Boga jest przed przykazaniem miłości człowieka. W tym dylemacie z pomocą przychodzi nam św. Augustyn, który w genialny sposób go wyjaśnia: "A więc pamiętajcie stale o tym, że macie miłować Boga i bliźniego: Boga całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem, a bliźniego jak siebie samego. O tym trzeba pamiętać, to rozważać, tego się trzymać, to czynić i wypełniać. Miłość Boga jest pierwsza w dziedzinie przykazania, a miłość bliźniego pierwsza w porządku wykonania. Ten, który ci wskazał owo podwójne przykazanie miłości, nie polecił ci najpierw miłować bliźniego, a następnie Boga, lecz najpierw Boga, a potem bliźniego.Ty jednak nie oglądasz jeszcze Boga, ale miłując bliźniego, stajesz się godnym ujrzenia Boga. Gdy miłujesz bliźniego, twoje spojrzenie staje się czyste, aby mogło ujrzeć Boga. Wyraża to jasno święty Jan w słowach: "Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi" (z komentarza do Ewangelii wg św. Jana).
Obecna sytuacja jest bezprecedensowa. Nie chodzi w niej o zniechęcanie do Eucharystii, tylko o wskazanie, że są okoliczności, w których niepójście na Mszę św. w niedzielę może być postawą właściwszą niż pójście. Taka decyzja w tym momencie, w którym się znajdujemy, nie musi być przejawem słabej wiary czy też okazaniem niewierności. Tak godzi się nieraz postąpić, żeby właśnie wypełnić przykazanie miłości Boga i bliźniego. Mamy też prawo do obaw o swoje zdrowie i zdrowie swoich najbliższych. Wiara nigdy nie oznacza lekceważenia naturalnego porządku rzeczy.
Dyspensa oczywiście nie uchyla przykazania Bożego, które mówi o świętowaniu Dnia Pańskiego. Daje wyjątkową możliwość świętowania inaczej. Dlatego biskup wzywa nas do szczególnej modlitwy. Niech tej modlitwy będzie więcej. W samym Koszalinie jest kilka kaplic, w których przez cały dzień, a nawet całą dobę (Dom Miłosierdzia) jest adoracja Najświętszego Sakramentu. Takie miejsca są też w całej diecezji. Korzystajmy z tego dobrodziejstwa, okazując szacunek i wiarę w Boga obecnego w Eucharystii. Módlmy się w domach ile tylko się da. Patrzmy też na innych. Stosowanie się do zaleceń sanitarnych jest bowiem konkretnym przejawem miłości bliźniego.