Czterech pielgrzymów przemierzało trasę ze Skrzatusza na Jasną Górę, tymczasem wielu wyruszyło w duchową, choć nie tylko, podróż w nieco inny sposób.
Wielu uczestników pielgrzymki głęboko przeżywało fakt, że w tym roku nie mogli wyruszyć w drogę. - Pojechałam 1 sierpnia na Mszę św. do Skrzatusza i muszę przyznać, że było ciężko. Nie obeszło się bez wzruszenia i łez - przyznaje Joanna Janusiak ze Słupska, od lat zaangażowana w sekretariat pielgrzymki.
Pomysł ratowania pielgrzymki przez organizowanie apeli w wybranych kościołach okazał się trafiony. Odbywały się one w ramach tzw. "Złotej Grupy" od 1 do 12 sierpnia w Koszalinie, Słupsku, Pile, Kołobrzegu, Białogardzie, Szczecinku, Złocieńcu i Trzciance. Uczestniczyło w nich w każdym z tych miejsc po kilkadziesiąt osób.
- Kiedy byłem w Skrzatuszu, poczułem, że dla mnie pielgrzymka też się rozpoczęła - przyznaje Oskar z Koszalina, który uczestniczył we wszystkich spotkaniach "Złotej Grupy", które odbywały się w kościele pw. św. Józefa Oblubieńca.
- Na początku byłem do tej formy nastawiony sceptycznie. Była we mnie wewnętrzna niezgoda na to, że nie możemy iść. Ale jak popatrzyłem na to, co działo się ze mną pod wpływem tych spotkań, zmieniłem zdanie - mówi z kolei Kamil Zdanowicz ze Słupska.
Podobnie o swojej pierwszej reakcji na "pandemiczne" pielgrzymowanie opowiada ks. Łukasz Bikun, który odpowiadał za słupskie apele: - Też patrzyłem trochę sceptycznie tym bardziej, że nie mogłem całkowicie poświęcić się temu zadaniu, ponieważ parafia funkcjonowała w tym czasie normalnie. Jednak zaraz na początku zaczęliśmy od tego, że zaakceptowaliśmy tę sytuację, żeby już jej nie roztrząsać, tylko dobrze ją wykorzystać. Zaczęliśmy widzieć w tym sens. Muszę przyznać, że ten wspólny czas tutaj okazał się bardzo dobrymi rekolekcjami.
Spotkania odbywały się nieco inaczej w różnych miejscach. Duszpasterze wybierali rozmaite formy, uczestnicy natomiast korzystali z materiałów przygotowanych przez organizatorów pielgrzymki i śledzili ich postępy na trasie.
- Dla mnie bardzo pomocna okazała się książeczka dla "Złotej Grupy". Korzystałam z niej codziennie - mówi Alicja z Kołobrzegu. - Konferencji słuchałem na rowerze - przyznaje Kamil Zdanowicz ze Słupska. - Bardzo czekaliśmy na łączenia z trasy. Po modlitwie szliśmy do salki, gdzie siedzieliśmy przed ekranem i oglądaliśmy transmisję. Można było wyczuć przejęcie w głosie, kiedy odmawialiśmy wspólnie Różaniec, czy śpiewaliśmy apel - mówi ks. Łukasz Bikun.
Niektórzy pielgrzymi ze "Złotej Grupy" postanowili nie rezygnować z fizycznej wędrówki. Na wyjścia nawet ponad 40-kilometrowe zdecydowali się uczestnicy spotkań w Koszalinie.
- Szliśmy z Góry Polanowskiej na Górę Chełmską, fragmentem Pomorskiej Drogi św. Jakuba z katedry do Iwięcina, nocną Drogą Krzyżową naokoło Koszalina, czy z Borkowic do nadmorskich Gąsek. Kto chciał, mógł przez te 13 dni przejść nawet ponad 100 kilometrów - opowiada ks. Mateusz Chmielewski.
Pielgrzymi złocienieccy pielgrzymowali z kolei na rowerach. Dotarli m.in. do Skrzatusza.
Jak przyznają uczestnicy "Złotej Grupy", uczestnictwo w niej wymagało samozaparcia. - Wiadomo, była praca, wiele innych rzeczy, ale te apele były dla mnie priorytetem. Dodatkowo, postanowiłem włączyć Eucharystię, Różaniec i Koronkę - częściej niż normalnie - mówi Kamil Zdanowicz ze Słupska. - Mam teraz wakacje, ale postanowiłam, że podobnie jak na pielgrzymce, codziennie będę uczestniczyła we Mszy św. Bardzo mi to pomogło - dzieli się Alicja z Kołobrzegu.
- Nie było w tym roku radosnych pielgrzymkowych śpiewów, kilometrów odczutych w nogach, ale był Pan Bóg i byli ludzie - przyznaje Agata Dymarkowska ze Słupska. Dlatego na pytanie: "Co z tegorocznej pielgrzymki udało się ocalić?", Joanna Janusiak odpowiada: - Wspólnotę.