Podczas "Wieczorów błogosławieństw" w Koszalinie świadectwem Bożego błogosławieństwa doświadczonego w sferze finansowej podzielił się Jakub Kopczyński.
Jakub Kopczyński jest świeckim misjonarzem, który wraz z żoną Joanną zaangażował się w projekty grupy działającej w ramach Szkoły Nowej Ewangelizacji w Koszalinie i Fundacji "SMS z Nieba" (o działaniach grupy pisaliśmy TUTAJ). Podczas jednego z "Wieczorów błogosławieństw" odbywających się od poniedziałku 25 stycznia do soboty (o 19.15) w kościele pw. św. Wojciecha w Koszalinie podzielił się on z zebranymi świadectwem niezwykłego działania Boga w sferze finansowej swojej rodziny.
Oto świadectwo Jakuba Kopczyńskiego:
Boga spotkałem 8 lat temu, kiedy wiodłem światowe życie: zanurzony w materializmie, imprezach, poszukiwaniu szczęścia, a raczej jego substytutów, takich jak nurkowanie, poszukiwanie skarbów. Mieliśmy pieniądze, lecz zupełnie ich nie szanowaliśmy.
Po moim nawróceniu Pan Bóg uwolnił mnie od wielu zniewoleń: od narkotyków, papierosów, alkoholu, pornografii. Uwolnił mnie także od zniewolenia od finansów. To było po ludzku bolesne – wpadliśmy w ogromne kłopoty finansowe, w dług o wysokości 800 tys. zł. Całkowicie pogrążyliśmy się finansowo, mieliśmy kilku komorników, kilka kont bankowych, kart kredytowych. A jednak słowo Boże mówiło wciąż jedno: żebyśmy nie przestawali ufać Bogu, bo On nas prowadzi, On nas wyzwoli.
Poprzez naszą ufność Panu Bogu, a także biblijny kurs, jak po Bożemu zarządzać finansami, który ukończyła moja żona Asia, zdarzyły się niesamowite rzeczy i to wcale nie za sprawą nagłej wygranej w totolotka. Bóg powoli uczył nas, wyciągał z kłopotów.
To był cud, bo zanim to się zdarzyło, nasze zabiegi – wydawałoby się całkowicie profesjonalne – sprawiały, że tylko wpadaliśmy w coraz większe długi. Obecnie udało nam się spłacić długi bankowe oraz wszystkich wierzycieli, pozostał nam już tylko kredyt na dom. Co więcej – mamy niemało oszczędności.
W tym ubóstwie, w którym się znaleźliśmy, Pan Bóg nie zamknął mojego serca na innych ludzi. Bardzo mocno przeżywam nadal sytuację, gdy w portfelu zostały mi ostatnie 64 zł, a nie mogliśmy już znikąd pożyczyć pieniędzy. W tamtej chwili pod sklepem zobaczyłem mężczyznę, który poprosił mnie, by kupić mu jedzenie. Połowę tych pieniędzy wydałem na to, by zrobić zakupy dla niego, za resztę – dla rodziny. Zatrzymałem się przy nim dłużej, dałem mu różaniec, pomodliłem się za niego. Pamiętam każdy moment tamtego spotkania z tym człowiekiem. Dziś myślę: może to był Pan Jezus?
Bożą łaskę widzę nie tylko w tym, że Pan Bóg błogosławi nam w finansach, ale że mam wolne serce w tej dziedzinie. Niedawno przyszły do mnie takie słowa: mam wszystko i nic. Wszystko, bo moim Tatą jest Bóg. Nic, bo mam wolne serce od rzeczy materialnych.