Okazuje się, że nie samą modlitwą żyje seminarzysta. O tym, na czym polega formacja i jak od wewnątrz wygląda kleryckie życie, mogli się przekonać ci, którzy zajrzeli za seminaryjną furtę.
A właściwie za drzwi szczecineckiego domu, w którym alumni spędzają pierwsze miesiące seminaryjnej formacji. – Trochę to dzień skupienia, a trochę reklama – przyznaje z uśmiechem ks. Rafał Dresler, prefekt roku propedeutycznego. – Był czas na modlitwę, rozmowy, rekreację i był też czas na to, żeby w praktyce zobaczyć, jak ta formacja seminaryjna wygląda – wyjaśnia inicjatywę zaproszenia do seminarium.
Skorzystało z niego pięciu chłopaków. Nie wszyscy z nich zamierzają zostać klerykami, ale przyznają, że ten pobyt rozwiały wiele wątpliwości. Zaskoczyła ich przede wszystkim atmosfera szczecineckiego domu. – Byłem dwa lata temu w seminarium w Koszalinie i zaskoczyło mnie, że tutaj wygląda to trochę inaczej. Jest trochę luźniej, bardziej domowo – mówi Michał Ciszewski, ceremoniarz z kołobrzeskiej bazyliki. Jest dopiero w I klasie liceum, jeszcze nie wie, jak chciałby, żeby potoczyło się jego życie, ale zostanie klerykiem na próbę to cenne doświadczenie. – Myślałem, że będzie bardziej rygorystycznie. A jest kameralnie, wszyscy się dobrze znają, rozmawiają. Każdy ma wydzielone obowiązki, ale pomagają sobie wzajemnie – wtóruje mu Szymon Klejny, kolega z ministranckiej grupy.
Otwarte drzwi
Chłopcy chwalili sobie także możliwość długich rozmów z klerykami i duszpasterzami, a także okazję do zobaczenia ich w zupełnie innych niż zazwyczaj sytuacjach. Jak się okazało, nie samą modlitwą żyje kleryk. Czasem też grilluje, ogląda mecz czy gra na gitarze. Sporo się też uczy, choć nie są to jeszcze studia teologiczne. – Takie drobiazgi szybko nas połączyły. Ledwie się poznaliśmy, a już wytworzyły się relacje. Kiedy rozmawialiśmy między sobą, doszliśmy do wniosku, że moglibyśmy tu zostać – śmieje się Kornel Kiernicki z wałeckiej parafii św. Mikołaja. Przyznaje, że dla niego wizyta w szczecineckim domu to jeden z etapów rozeznawania powołania. – Niektóre myśli okazały się całkiem oczywiste, niepotrzebnie je komplikowałem. Część spraw jeszcze stoi pod znakiem zapytania, ale jest już jakaś ścieżka. Wiem też, gdzie mogę na przykład zadzwonić, porozmawiać – mówi.
Zaproszenie skierowane było nie tylko do chłopców, którzy myślą o kapłaństwie. Mateusz Huńko z Wałcza zauważa, że to także umocnienie w codziennym wyznawaniu wiary. – To ważne, żebyśmy widzieli kogoś, kto jest do nas podobny. To utwierdza, umacnia i pogłębia nasze przekonania. Wszystko zależy od środowiska – są takie, w których łatwo wierzyć, i są takie, w których niełatwo być wierzącym nastolatkiem. A są też takie, w których to my możemy być światełkiem dla innych, pokazując, że życie wiarą nie jest niczym dziwnym. Te 24 godziny spędzone wśród kleryków także trochę w tym pomogą – podkreśla.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się