Benedykt XVI - teolog i kontemplatyk

O zmarłym papieżu seniorze mówi z ks. prof. Janusz Bujak, dogmatyk, autor licznych publikacji teologicznych, wykładowca.

Może właśnie dzięki takiemu podejściu do teologii Joseph Ratzinger nigdy jako teolog nie wykoleił się. Czy jednak były w jego życiu momenty, które można by nazwać jakimś rodzajem teologicznego dryfowania?

Były. Jako młody teolog Joseph Ratzinger trochę zachłysnął się kierunkiem, nazwijmy go, rewolucyjnym. W pewnym momencie także jemu wydawało się, że trzeba skupić się na zmianach w Kościele.

Szybko zobaczył, że takie podejście do niczego nie prowadzi?

Zobaczył to w Niemczech i już w roku 1960 podczas Światowego Kongresu Eucharystycznego w swojej konferencji podkreślał, że to tu jest istota. Widać to u niego także później. Gdy został papieżem, na pierwszym swoim Światowym Dniu Młodzieży w Kolonii zaproponował właśnie adorację Najświętszego Sakramentu. Podobnie uczynił w Sydney i w Madrycie. Kontemplacja, adoracja - to był punkt, do którego on chciał doprowadzić nas, ludzi XX i XXI wieku.

Z pewnością więc ostatnia dekada życia, którą Benedykt XVI spędził wręcz jako pustelnik, na kontemplacji i adoracji, z dala od świata, była dla niego darem. Jego rys kontemplacyjny było też chyba widać w podejściu do liturgii. W jego celebracjach nie było żadnej ekstrawagancji, zwracania uwagi na siebie, przesady, tylko prostota i głębia.

Papież emeryt zawsze podkreślał, że urodził się w Wielką Sobotę, a liturgia była dla niego źródłem życia od samego dzieciństwa. W roku 1934 napisał on w liście do Dzieciątka Jezus (w jego stronach dzieci pisały takie listy, podobnie jak u nas do św. Mikołaja): "Chciałbym dostać mszał, zielony ornat i Najświętsze Serce Jezusa. Chcę zawsze być dobry".

Książka "Duch liturgii" jest chyba doskonałym streszczeniem jego wizji tej sfery życia człowieka wierzącego.

Bolały go bardzo niektóre liturgiczne eksperymenty posoborowe, w których człowiek stawał na miejscu Boga. Joseph Ratzinger zawsze podkreślał, że w liturgii to Bóg ma być na pierwszym miejscu. Trzeba tutaj też wspomnieć jego motu proprio "Summorum Pontificum", w którym przypomniał o ciągłości tradycji liturgicznej i możliwości modlenia się w dwóch formach tego samego rytu. O nic więcej papieżowi Benedyktowi w tym dokumencie nie chodziło.

Który z traktatów teologicznych był dla Benedykta XVI najważniejszy, czy jakoś przez niego szczególnie wybrany?

Myślę, że należą do nich eklezjologia i chrystologia. Na podkreślenie zasługuje też kwestia relacji wiary i rozumu. To były dla niego bardzo istotne tematy.

Co zatem Benedykt XVI mówił o Kościele, co warto byłoby usłyszeć także dzisiaj?

Myślę, że ważne dla niego było patrystyczne sformułowanie, że Kościół jest "Mysterium Lunae", czyli dosłownie tłumacząc z łaciny "Misterium Księżyca" - wspomniałem już o tym wcześniej. Powtarzał, że Kościół jest istotny, jest sakramentem zbawienia, ale nie trzeba go stawiać w miejscu jego Założyciela, czyli Jezusa Chrystusa. Kościół o tyle ma sens, o ile przekazuje Chrystusa. Dla niego Kościół był zawsze faktycznie Ciałem Chrystusa, stąd także mocno angażował się ekumenicznie. Bolały go podziały wśród chrześcijan. Brał aktywny udział w działaniach ekumenicznych, a jednocześnie miał odwagę przyjąć anglikanów, którzy chcieli przejść do Kościoła katolickiego. Wydał przecież dokument "Anglicanorum coetibus" dla tych, którzy chcieli powrócić, nie mówiąc, żeby zostali tam, gdzie byli. Ważny był też jego gest zdjęcia ekskomunik z biskupów tworzących Bractwo św. Piusa X. Tłumaczył to chęcią pojednania w Kościele.

Które dzieło Benedykta XVI jest dla Księdza Profesora osobiście najważniejsze?

Na pewno są to pisma dotyczące właśnie liturgii i Kościoła. Chętnie wracam do "Jezusa z Nazaretu", ponieważ jest to książka dostępna chyba dla każdego. Pokazuje misterium Chrystusa z różnych punktów widzenia: egzegezy, teologii, Ojców Kościoła.

Jak można by scharakteryzować pisarstwo Benedykta XVI?

Jako teolog rzadko w swoich pismach daje odpowiedzi do końca. Raczej pobudza do myślenia, inspiruje. Podejmuje dany temat, wskazuje kierunek, ale rzadko kiedy stawia kropkę. Jako papież zostawił też wspaniałe dokumenty. Triada: wiara, nadzieja i miłość jest obecna w jego encyklikach. Zaczął od miłości w "Deus caritas est", potem dotknął nadziei w "Spe salvi", a następnie, otwierając Rok Wiary z okazji 50-lecia zakończenia Soboru Watykańskiego II, opublikował tekst "Porta fidei". Encyklika o wierze "Lumen fidei" została już podpisana przez papieża Franciszka, ale wyszła jeszcze spod ręki Benedykta XVI.

Czego po śmierci Benedykta XVI będzie nam najbardziej brakowało?

Myślę, że takiego ostrego i zarazem wyważonego spojrzenia na problemy współczesności. Może także wierności Tradycji. Mam nadzieję, że pojawią się nowi teologowie, którzy będą kontynuować jego myśl. Są już tacy. Może z braku Benedykta XVI zostaną bardziej docenieni. Możemy też Benedykta XVI naśladować w pełnym życzliwości oglądzie rzeczywistości świata, w próbach nawiązywania ze światem dialogu, w poszukiwaniu odpowiedzi na współczesne problemy nie tylko w najnowszych źródłach, ale także sięgając do Tradycji, w duchu hermeneutyki ciągłości.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..
TAGI: