Nie jesteśmy kosmitami

- Lekarz polecił mi usiąść, ale nie mogłam znaleźć stołka. Powiedziałam, że nie widzę i wysłucham go na stojąco. Najpierw oniemiał, potem zaczął krzyczeć: "Ona nie widzi! Przyprowadźcie kogoś widzącego!". Jakbym z utratą wzroku straciła też... rozum.

Takich historyjek uzbieranych przez kilkanaście lat życia bez wzroku Ania na ma pęczki. Chociaż zwykle nie odbywają się w szpitalu, a ich negatywnymi bohaterami nie jest personel medyczny. W tej, jak w soczewce, skupiły się kuriozalne zachowania dotykające osób z niepełnosprawnościami. Od nieuprawnionego przechodzenia na „ty”, przez rozgorączkowane poszukiwania kogokolwiek sprawnego, któremu można przekazać informacje, po przekraczanie granic osobistego kontaktu.

- Na finał pielęgniarka, w pocieszającym geście, odgarnęła mi włosy z czoła. Wyobraź sobie sytuację, że jesteś u lekarza, a jakaś obca osoba podchodzi i poprawia ci fryzurkę, jak to się zwykło robić w przypadku małych dzieci! - proponuje kobieta.

Sytuacja, którą opisała w internecie, stała się pretekstem do rozmowy o zasadach savoir-vivre. W naszym świecie jest coraz mniej barier architektonicznych, pozostały jeszcze mentalne murki, barierki i wysokie krawężniki, o które wszyscy się potykamy, niezależnie od stopnia sprawności. Do likwidacji większości z nich naprawdę nie trzeba wiele.

Rozmawiamy więc o niewidzialności, o „tykaniu”, sprawności "która wie lepiej" i niefortunnych próbach pomocy. Konkretne sytuacje sypią się, jak z rękawa. Jedne śmieszne, inne kuriozalne. 

- Na zabiegach rehabilitacyjnych spotkałam przemiłą starszą panią, która przez dłuższy czas nie zorientowała się, że nie widzę. Przy każdym kolejnym spotkaniu świetnie nam się gadało na różne tematy. Któregoś razu powiedziałam jej w końcu o mojej niepełnosprawności, na co ona w zdumieniu: - Ale jak to pani nie widzi? Przecież z panią się zupełnie normalnie rozmawia! - opowiada Ania. Ze śmiechem podkreśla: nie jesteśmy kosmitami.

Mimo braku wzroku Ania Kościuk żyje aktywnie. Jest wykształcona, aktywna społecznie, jej działalność jest doceniana i nagradzana. Nie uniemożliwia realizowania się na polu muzycznym, choć Ani zżyma się, ilekroć czyta o występie „niewidomej artystki”. Jakby to, że nie ma wzroku było ważniejsze niż to, że ma świetny głos.

- Boli, kiedy niepełnosprawność jest na pierwszym planie - przyznaje. Kiedy to, czego nie ma, przesłania to, co jest.

W piosence, którą napisała dla zaprzyjaźnionego stowarzyszenia osób ze spektrum autyzmu i ich rodzin zawarła swoje życiowe motto: „Ważniejsze to, co każdy z nas może dać, niż to, czego nam brak”. Warto o tym pamiętać.

Więcej w wydaniu papierowym najnowszego "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego" nr 3 na 22 stycznia  i e-wydaniu nr 3/2023

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..