Ustępujący biskup mówi o zmaganiu z chorobą, planach na emeryturę, radościach i smutkach kończącej się posługi oraz o wyzwaniach dla diecezji na przyszłość.
Z pewnością jedną z rzeczy, która zostanie zapamiętana z okresu posługi Księdza Biskupa w diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej, będzie odnowa Skrzatusza. Odnowa we wszystkich wymiarach - materialnym i duchowym. Chyba jest trochę prawdy w tym, że Ksiądz Biskup był biskupem koszalińsko-kołobrzesko-skrzatuskim.
Nie bronię się przed tym, a nawet mnie to cieszy. Kiedy po przyjeździe do diecezji wszedłem do skrzatuskiej świątyni, choć nie była ona wtedy w najlepszym stanie, zostałem zauroczony jej wnętrzem. Tego piękna wtedy jeszcze tam nie było, ale ja już je widziałem. Wielu nie wierzyło, że da się coś z tym zrobić. Jednak wiedziałem, że dla diecezji sanktuarium jest jej duszą. Od samego początku, budując mury, chciałem zrobić wszystko, aby to miejsce stawało się też centrum duchowym. Stąd np. pomysł pielgrzymek dekanalnych i wielu innych wydarzeń. Jestem szczęśliwy, że coś się udało. Gdyby stały tam tylko mury, a miejsce było martwe, to byłby ból. Skrzatusz był napędem mojego życia.
Co w czasie posługi było dla Księdza Biskupa najtrudniejsze?
Mam wewnętrzną pewność co do tego, że potrzeba odwagi, aby mierzyć się z obecnym czasem, licząc się z kulturą, która akurat jest dominująca. Wymaga to gotowości na zmiany. Jak mawiał Yves Congar, Ewangelia jest Ewangelią, Tradycja jest Tradycją, niesiemy je przez wieki, ale formy są zmienne w zależności od sytuacji. Trafiłem do diecezji w czasie dużych zmian kulturowych. Czasami mamy ochotę do mówienia: "Zawsze tak było", ale to jest hamulcem. Przekonać do tego braci w kapłaństwie było czasem niełatwe. Czułem opór, na początku dosyć duży. Podobnie bywało ze świeckimi, których chciałem wprowadzić do duszpasterstwa. Oni z kolei niejednokrotnie mówili: "My się nie nadajemy". Trzeba to było wytrzymać i myślę, że było to dla mnie największym zmaganiem. Czasami spotykałem się z zachowawczością i niewiarą w to, że może się udać. Starałem się też to zrozumieć. Godziłem się też na to, że zostanę źle odebrany. Ja jednak lubię wyzwania i mam odwagę je podejmować. To nie pochodzi ze mnie. Zawsze sięgałem po pomoc Ducha Świętego. Patrząc diecezjanom w twarz, mogę spokojnie powiedzieć, że wszystko, co robiłem, było przemodlone w kaplicy biskupiej. Niczego sam nie wymyślałem. Nie chciałem, aby cokolwiek było tylko moim pomysłem. Gdzie mogłem, próbowałem rozmawiać z najbliższymi współpracownikami. Szukałem też innych ludzi.
W jakim stanie jest dzisiaj Kościół Koszalińsko-Kołobrzeski? Co dla nowego biskupa będzie największym wyzwaniem?
My zawsze w stosunku do innych części Polski mieliśmy niedostatek księży. Poza tym, obserwujemy u nas zletnienie religijne. W statystykach uczestniczących w liturgii jesteśmy na szarym końcu. To jakoś nas definiuje. Są to ogromne wyzwania. Prawdopodobnie staniemy się mniejszością, a w małych wspólnotach potrzebny jest dynamizm Ducha Świętego. Muszą znaleźć się prawdziwi liderzy. Do tego potrzeba nam żywotności duchownych i sporej liczby uformowanych świeckich. Synod stał się w tym kontekście ogromnym skokiem. Pojawiło się sporo naprawdę odpowiedzialnych ludzi. Mam nadzieję, że bp Zbigniew, który ma doświadczenie i parafialne, i kurialne, przyniesie nam w tym zakresie nowy impuls. Nie o ilość tu chodzi, ale o głębię wiary tych, którzy są. Patrzę w przyszłość z dużą nadzieją.