To niecodzienny widok w wiejskiej świetlicy: specjalistyczne łóżko, cicho brzęczący materac przeciwodleżynowy, pampersy, opatrunki i zestaw kosmetyków. Przy wezgłowiu grupa skupionych kursantów, w roli pacjenta: sołtys.
Stanisław Motykowski nie ukrywa, że bycie w pozycji horyzontalnej zmienia perspektywę. – Dyskomfort ogromny, chociaż przecież było mi wygodnie! Dopiero leżąc, uświadomiłem sobie, jakie to trudne – zupełnie zdać się na pomoc innych. A ja tylko odgrywałem chorego – przyznaje.
Nie trzeba wiele
Razem z żoną Iwoną są hospicyjnymi wolontariuszami. Pomysł na zorganizowanie warsztatów we wsi zrodził się naturalnie. W Domu Hospicyjno-Opiekuńczym Caritas w Darłowie szkolenia z opieki nad chorymi dla wolontariuszy prowadzone są cyklicznie. – Warto przekazywać wiedzę. Nigdy nie wiadomo, kiedy takie umiejętności mogą nam się przydać, kiedy staniemy przed wyzwaniem pomocy rodzicom, współmałżonkowi albo sąsiadom. Zawsze znajdzie się ktoś, kto czeka na pomoc – mówi noskowski sołtys. Po raz pierwszy więc fachowcy z hospicjum ze swoją wiedzą postanowili pojechać w teren. – Wiele spraw, które dla nas są codziennością i nawet się nad nimi nie zastanawiamy, dla przeciętnego człowieka, który do tej pory nie miał kontaktu z osobą chorą, jest czymś trudnym, wydawałoby się, przerastającym możliwości. Tymczasem nie trzeba wiele – przyznaje po blisko dwóch godzinach zajęć Agata Strack, koordynatorka wolontariatu darłowskiego hospicjum.
Choroba zwykle zaskakuje nieprzygotowanych domowników. Trzeba szybko nauczyć się, jak zająć się bliskim. Opieka nad leżącym dorosłym jest wyjątkowo trudna. Wymaga umiejętności i cierpliwości, ale i odpowiedniego podejścia do podopiecznego. – Miejcie kontakt wzrokowy z pacjentem, zwłaszcza jeśli nie możecie się inaczej porozumieć. Mówcie, jakie czynności będziecie podejmować. Że mogą poczuć ciepło albo zimno, że dotkniemy, przełożymy – instruuje skupioną wokół łóżka grupę A. Strack. To ważne, żeby nie pogłębiać dyskomfortu. – Radzę często kursantom, żeby kiedy nie wiedzą, co zrobić i jak się zachować, wyobrazili sobie, że ktoś zajmuje się ich chorą mamą czy tatą. Jak byśmy chcieli, żeby byli traktowani? – wyjaśnia. Delikatne kosmetyki, pianki, maści, ale i olej lniany i ręczniki kuchenne. Łóżko, które można podnosić i opuszczać, dieta i profilaktyka przeciwodleżynowa, pielucha, którą trzeba „aktywować”, żeby zwiększyła się jej chłonność, konkretne sposoby pozwalające drobnej opiekunce obrócić czy podnieść mężczyznę. – Nawet nie pomyślałam o tym rolowaniu prześcieradła czy podkładu, a to taka świetna sprawa. Teraz ścielenie łóżka to drobiazg! – cieszy się Irena Wojtanowska, z ulgą myśląc o tym, że odciąży kręgosłup. Za granicą opiekuje się osobami starszymi. Bywa, że podopieczny jest leżący. – To ważne, żeby wiedzieć, jak nie zrobić krzywdy pacjentowi, ale i sobie – dodaje.
„Nic” też jest ważne
Kursanci mają masę pytań, więc Agata rezygnuje z przygotowanej części teoretycznej i demonstruje konkretne czynności pielęgnacyjne. Ale i wtedy przypomina: – Nauczyć się można wszystkiego, ale najistotniejsze jest zachowanie godności człowieka, podchodzenie do niego z szacunkiem i miłością. Nieważne, czy to osoba nam bliska, czy obca – to nasz bliźni – mówi. Kiedy „pacjent” jest już umyty i przebrany, a łóżko zaścielone, pojawiają się też inne pytania: o emocje, odchodzenie, żałobę. – Często w takiej sytuacji skupiamy się na zadaniach, na tym, co mamy zrobić, a dużo trudniej nam po prostu być. A to często okazuje się najważniejsze dla osoby chorej, zwłaszcza odchodzącej. Trudno nam po prostu usiąść i potrzymać ją za rękę, bo nie umiemy nic nie robić, nic nie mówić. To „nic” jest wtedy dla tych ludzi najważniejsze – mówi s. Agnieszka. Pracująca w darłowskim hospicjum zakonnica ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego podpowiadała, jak radzić sobie z doświadczeniem cierpienia, i jak opiekować się nie tylko ciałem, ale także psychiką i duszą.
Chociaż z Noskowa do Darłowa jest ponad 30 kilometrów, to w tej wsi placówka ma wielu przyjaciół. Co roku mieszkańcy urządzają na jej rzecz wielki bal, z którego dochód wspomaga hospicyjny budżet. Dzięki tegorocznej edycji już od progu hospicjum widać wkład darczynców: wytańczyli dla placówki nową recepcję. – Kiedyś nie wyobrażałem sobie, aby angażować się w pracę w hospicjum. Pomagać z zewnątrz – tak, przyjść do chorego – za nic. Wiele osób tkwi w takim stereotypie, że hospicjum to, mówiąc brutalnie, umieralnia. Wszystko zmienia się po przekroczeniu progów tego domu – mówi Stanisław Motykowski, opowiadając o atmosferze darłowskiej placówki, ogromnym szacunku i miłości, jakimi otaczani są tam podopieczni. Cieszy się, że dzięki balom wieś ma udział w czymś dobrym i potrzebnym. Na tej samej sali, na której balują, odbyły się przygotowane przez hospicyjny personel warsztaty. – Takie szkolenia powinny być w każdej wsi – nie ma wątpliwości sołtys Noskowa.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się