Już niedługo ruszymy na cmentarze. Największe tłumy będą oczywiście 1 listopada. Ale warto nieco przedłużyć nasze wędrówki między grobami.
– Najpierw złowrogo brzmiące słowo „kara”.
W Ewangelii wg św. Jana czytamy: „Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3,17). Potępienie zatem to nie czynność Boga, ale człowieka. Człowiek sam skazuje się na potępienie. Innymi słowy, karą za grzechy są konsekwencje wynikające z grzechu, które ponosimy niejako na własne życzenie. Te konsekwencje mogą być wieczne (Biblia mówi wyraźnie o istnieniu piekła), albo doczesne, czyli mające swój kres. Czasami człowiek ponosi konsekwencje swych grzechów już tu na ziemi. Kościół wyznaje też prawdę o istnieniu czyśćca, czyli ostatecznego oczyszczenia już po śmierci, a przed dostąpieniem chwały nieba. To właśnie jest owa kara doczesna, o której mówi definicja odpustu.
- Dlaczego jednak istnieje jeszcze jakaś kara, nawet doczesna, skoro grzech jest już „odpuszczony co do winy”, czyli w sakramencie spowiedzi?
Może wyjaśni to ten prosty przykład. Wyobraźmy sobie, że ze zwykłej ludzkiej złośliwości niszczymy piękną kryształową wazę naszego przyjaciela. Potem jednak żałujemy popełnionego czynu i idziemy prosić o wybaczenie. Nasz przyjaciel przyjmuje nas z radością i wybacza wszystko. Jesteśmy pojednani. Jednak... waza wciąż pozostaje zbita na drobne kawałki. Wina odpuszczona, ale pewne konsekwencje pozostały. Tak też dzieje się z grzechem, który nawet odpuszczony w sakramencie pokuty, co jest konieczne do zbawienia, pozostawia w duszy pewne konsekwencje. Te konsekwencje nie pozwalają człowiekowi w pełni przylgnąć do miłości Boga i dlatego potrzebny jest jeszcze proces oczyszczenia. Wiąże się on z pewnym cierpieniem, które wynika także z ogromnej tęsknoty za Bogiem. Dlatego mówimy o czyśćcu.