- Co by to było, gdyby was nie było! Z całego serca za tę gigantyczną modlitwę dziękuję wam! Jesteście cudowni! - mówił bp Edward Dajczak do uczestników dorocznej pielgrzymki różańcowej w Skrzatuszu.
Po spowodowanych pandemią ograniczeniach członkowie Żywego Różańca znów licznie zapełnili namiot rozbity na przysanktuaryjnych błoniach.
- Pielgrzymka pomaga małym grupkom poczuć się cząstką Kościoła diecezjalnego, a szerzej - powszechnego. To ważne - zobaczyć, że myślących i czujących podobnie jak ja jest wielu. To dodaje ducha, by trwać na modlitwie i odwagi do zapraszania następnych - wyjaśnia powody organizowania pielgrzymki ks. Wacław Grądalski, kustosz skrzatuskiego sanktuarium i - od ubiegłego roku - moderator diecezjalny Żywego Różańca.
Jak zauważył bp Dajczak, ta pielgrzymka to także wielkie wołanie o ludzi modlitwy. - Wołanie skierowane do Kościoła o powrót do modlitwy jest dzisiaj niezwykle aktualne. Żywy Różaniec jest w pierwszym szeregu odpowiadających na to wezwanie. Świętujmy, dziękując Bogu za to, że nas wezwał, pomógł znaleźć się w tej wspólnocie, i prośmy, by następni brali do ręce różańce, by nie ustała ta modlitwa - mówił podczas Mszy św. w intencji członków wspólnoty.
Tegorocznej, 10. pielgrzymce różańcowej przyświecało hasło: "Matka Podtrzymująca Nadzieję". Jak zauważają organizatorzy, po pandemii, która wielu osobom podcięła duchowe skrzydła, i wobec konfliktu zbrojnego tuż za naszą granicą właśnie nadziei szczególnie potrzeba. - Chcemy w Maryi zobaczyć iskrę nadziei. Ta nadzieja nie jest z Niej, ale Ona zna właściwą ścieżkę do źródła - do Jezusa. Uczy nas tego nawet pod krzyżem. To świetnie widać w Skrzatuszu, przy Piecie. Nawet gdy wydaje się wszystko stracone, że Bóg nas zostawił i zapomniał, Maryja, trzymająca na rękach Ciało Syna, patrzy dalej, w zmartwychwstanie, którego jeszcze nie rozumie i nie doświadcza. Stąd płynie otucha i ukojenie naszych rozmaitych lęków. Jeśli jesteśmy w relacji z Bogiem, jesteśmy w stanie przejść ponad cierpieniem, ponad lękiem, do życia - wyjaśnia ks. Grądalski.
Różańcowi pątnicy w Skrzatuszu spotkali się na tydzień przed wyniesieniem na ołtarze założycielki Żywego Różańca. Paulina Jaricot, córka bogatego fabrykanta, stworzyła w XIX w. ogólnoświatowy system modlitwy. To w jej głowie zrodziły się Papieskie Dzieła Misyjne i koła Żywego Różańca. Dziś w prawie każdej parafii w Polsce istnieje i działa wspólnota Żywego Różańca. Jej członkowie, modląc się w papieskich intencjach Apostolstwa Modlitwy, każdego dnia oplatają modlitwą różańcową cały Kościół i świat, a przede wszystkim tych, którzy najbardziej modlitwy potrzebują. Do Żywego Różańca w całej Polsce należy ok. 2 mln wiernych. W diecezji - ponad 20 tys.
- Mówiła, że jeżeli do jednego rozżarzonego węgielka dołoży się inne, zapłonie wielki ogień. Żywy Różaniec to armia modlących i ewangelizujących. Przede wszystkim siebie nawzajem, swoje rodziny i najbliższe otoczenie. Dzisiaj wyciągnięcie różańca w domu nie zawsze jest łatwą sprawą, niekiedy wiąże się np. z kpinami, niezrozumieniem - mówi ks. Paweł Wojtalewicz, proboszcz koszalińskiej parafii Ducha Świętego, który do ubiegłego roku odpowiadał za działanie Żywego Różańca w diecezji. - Beatyfikacja Pauliny to dobra okazja do jej "odkurzenia", bo bywa, że nie słyszeli o niej nawet sami członkowie wspólnoty. Jest przykładem na to, że duszpasterstwo nie jest jedynie domeną księży, że to także zaangażowanie i pomysły realizowane przez świeckich - mówi duszpasterz. Z przyszłą błogosławioną wiąże się również wątek osobisty. Cudem potrzebnym do beatyfikacji było wybudzenie ze śpiączki, o który prosili za wstawiennictwem Pauliny rodzice trzyletniej dziewczynki. - Ja proszę, by wstawiła się też za Natalią Senator, studentką koszalińskiej Politechniki, która po tragicznym wypadku samochodowym pozostaje w śpiączce. Cały czas mamy nadzieję, że będziemy świadkami cudu - dodaje duszpasterz.