O tym, jaką inspiracją pozostaje dla kleryków i całego środowiska WSD ks. Wojciech Wójtowicz, opowiada pełniący jego rektorskie obowiązki ks. Jarosław Kwiecień.
Spotkanie z lokalną prasą, które miało miejsce 15 stycznia w domu biskupim w Koszalinie, stało się także okazją do wspomnienia ks. Wojciecha Wójtowicza jako rektora i przyjaciela.
Swoimi wspomnieniami, a także środowiska seminaryjnego, podzielił się ks. dr Jarosław Kwiecień, pełniący obowiązki rektora WSD w Koszalinie.
– Z woli księdza biskupa przyszło mi wziąć odpowiedzialność za dzieło, jakim jest seminarium duchowne, po księdzu Wojciechu i spróbować je podtrzymać przy życiu w tym trudnym momencie – powiedział ks. Kwiecień. – Chcę powiedzieć o dobru, które wydarzyło się w seminarium w związku ze śmiercią ks. Wojciecha. Brzmi to może dziwnie, ale fakt jego odejścia, tak nagłego, wyzwolił bardzo głębokie i piękne rzeczy, które każdy z nas, tam będących, posiada. Mówię o nas, wychowawcach, klerykach, wykładowcach, pracownikach.
– W tych dniach wiele razy spotykaliśmy się na modlitwie, spontanicznie. Spotykaliśmy się też w swoim gronie, mamy potrzebę bycia razem. Nagle każdy wydobywa z serca najpiękniejsze doświadczenia, jakie ma z ks. Wojciechem. I z tego obrazu, który wspólnie malujemy w tych dniach, szukając pociechy, powstaje obraz, który nas samych zaskakuje: że aż tyle dobra, aż tak oddane kapłaństwo, aż tak wielki przyjaciel, aż takie poświęcenie młodym, którzy do kapłaństwa się przygotowują.
– Przepiękna jest ta spontaniczność, rodzinność, wspólnotowość młodych ludzi przygotowujących się do kapłaństwa, którzy dziękują Bogu za takiego wychowawcę. Że aż tak mu na nich zależało. A to wszystko, co uczynił, pozostaje dla nich, jak to sami wyrażają, wielką inspiracją, żeby iść dalej, żeby się nie poddać, żeby go zastąpić. Że warto być księdzem i to takim księdzem. I o tym dobru, które się dzieje pośród tej tragedii, warto nie zapomnieć.
Ks. Kwiecień wyraził też osobistą refleksję:
– Od siebie dodam, że do przedwczoraj byłem jego podwładnym, mówiąc potocznie – miałem go nad sobą. Także dosłownie, jako sąsiada z góry, którego słyszałem, najczęściej o godz. 15, kiedy włączał w radiu Koronkę do Miłosierdzia Bożego. I nie przepuścił dnia, by jej nie odmówić.
– W księdze kondolencyjnej wystawionej w seminarium wpisałem słowa, które pierwsze przyszły mi na myśl: słowa starożytnego przysłowia, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Nie będę o nim pamiętał jako o przełożonym, ale jako o przyjacielu, ze względu na dobro i pomoc, których wielokrotnie doświadczyłem właśnie w biedzie. Powierzam go Przyjacielowi, którego też się poznaje w biedzie, Panu Bogu, bo i ks. Wojciech i my teraz, w tej trudnej sytuacji, potrzebujemy takiego Przyjaciela.
Czytaj także: