Tak trzeba stwierdzić, jeśli mowa o historii mediów. Doskonale widać to także na przykładzie koszalińskiej redakcji "Gościa Niedzielnego". Aż trudno uwierzyć w niektóre opowieści naszych pierwszych redaktorów.
Jedną z pierwszych osób odpowiedzialnych za koszalińską redakcję "Gościa" była Maria Szypszak.
Po latach wspomina z uśmiechem na twarzy "prehistoryczne" metody pracy: - Korespondenci dostarczali nam teksty pisane ręcznie. Trzeba było przepisywać je na maszynie, ujednolicić, a następnie... iść na pocztę i wysłać listem poleconym do Katowic. To powodowało nieraz poślizg 3-tygodniowy, jeśli chodzi o aktualność materiałów.
Pod koniec lat 90 XX wieku w redakcji pojawił się wreszcie faks. - Niestety czasami nie działał. Na dole stał zawsze samochód gotowy do wyjazdu. Zdarzało się, że w miesiącu do Katowic jechałem 4 razy - opowiada ks. prof. Edward Sienkiewicz, szef oddziału w latach 1997-2005.
Na przełomie wieków redakcja dorobiła się modemu, dzięki któremu materiały można było przesyłać do Katowic drogą internetową. Miało to jeszcze niewiele wspólnego z dzisiejszym "klikaniem" - Była taka kartka, zapisana od góry do dołu, z instrukcją jak to wszystko obsłużyć. Nawiązanie połączenia to był pierwszy sukces. Drugi - przebrnięcie przez całą procedurę. Trzeci - dojście materiałów do Katowic - wspomina Maria Szypszak.
Dość zabawnie wyglądała też technologiczna rewolucja, polegająca na przejściu z maszyn do pisania na komputery. Odbyła się ona dzięki bp. Czesławowi Dominowi, który podarował redakcji swój prywatny sprzęt. Dziś nadawałby się on pewnie do muzeum techniki, ale wtedy taki komputer był skarbem, którego wartość była nie do oszacowania.
Był to rok 1995. Nie każdy potrafił obsłużyć tak "nowoczesne" urządzenia. Maria Szypszak do dzisiaj uśmiecha się na myśl o swojej pierwszej przygodzie z biskupim komputerem.
- Pisałem wtedy tekst o dniu wspólnoty w Lipiu. Nie wiedziałam, że po wykonaniu pracy trzeba wcisnąć "zapisz". Już połowa roboty była za mną, wyłączyłam komputer i po prostu wyszłam. Potem znów go włączyłam, żeby kontynuować i zastanawiałam się, dlaczego nigdzie nie było tego tekstu - opowiada Maria Szypszak.
Kasetowe dyktafony i aparaty fotograficzne na klisze odeszły do lamusa. Format gazety, a także rodzaj papieru, na którym się ukazuje też są inne niż przed laty. Słowo "rewolucja" w przypadku 25-letniej historii redakcji wcale nie jest na wyrost. Pewne rzeczy pozostają jednak takie same.
- Ja tak naprawdę nie miałem żadnych kwalifikacji, ani specjalnych zainteresowań prasą, czy mediami. Czytałem gazety jak każdy, żeby czegoś się dowiedzieć - wspomina moment powołania na szefa redakcji ks. prof. Edward Sienkiewicz. - Szybko zorientowałem się, że tutaj nie wystarczy mieć dekret, tylko trzeba coś umieć - mówi kapłan, mając na myśli nie tylko warsztat dziennikarski, który po prostu trzeba opanować. - Polubiłem tę pracę. Stała się moją pasją. Nie byłbym w stanie tak długo ją wykonywać, gdyby było inaczej - dodaje ks. Sienkiewicz, który funkcję szefa redakcji pełnił dotychczas najdłużej.
Jak widać, tej pracy, niezależnie od technicznych możliwości, które mogą być lepsze lub gorsze, nie da się wykonywać bez zaangażowania, pasji i odpowiedniego warsztatu. Na szczęście!
Czytaj także: