Święci pierwszej pomocy. Wymagająca przyjaciółka Edyta Stein

Karolina Pawłowska Karolina Pawłowska

publikacja 06.11.2020 18:00

Tak bardzo chciała porozmawiać ze św. Teresą Benedyktą od Krzyża, że napisała do niej list. - Trudno mi było uwierzyć, że odpowie. Ale odpowiedziała i wciąż odpowiada na wiele sposobów – mówi Justyna Steranka ze Szczecinka.

Święci pierwszej pomocy. Wymagająca przyjaciółka Edyta Stein - Za pierwszą wypłatę kupiłam całą serię jej książek - mówi Justyna Steranka. archiwum prywatne

Świętych obcowanie to nie tylko pobożna formułka z pacierza, ale rzeczywistość serc otwartych na Boże działanie. Poprosiliśmy kilka osób, żeby opowiedziały nam o tym, jak niebiescy przyjaciele towarzyszą, wspierają i modlą się razem z nami. 

Justyna Steranka, katechetka ze Szczecinka: 

Zaczęło się na studiach. Obejrzałam film „Siódmy pokój”. Urzekła mnie jej siła i bezkompromisowość, a także szczere szukanie prawdy, których tak bardzo mi samej wtedy brakowało. Krótko potem kupiłam książkę pt. „Autobiografia w listach 1916-1942”. Pochłonęłam ją mimo wątków filozoficznych, które były dla mnie wtedy w większości trudne do zrozumienia.

Czytając niektóre listy miałam wrażenie, jakby były do skierowane do mnie. Odnajdywałam się w jej zmaganiach, o których pisała, w jej poszukiwaniach, w jej czasem wyrażanym zagubieniu czy zwątpieniu, w tęsknotach i kryzysach, ale też w trosce o zbawienie przyjaciół, którzy byli niewierzący.

Za pierwszą wypłatę, którą dostałam podczas pracy na studiach, kupiłam całą serię jej książek. Trudno było mi przez nie przebrnąć. Odkryłam, że naszą drogą spotkania była i jest droga duchowości, więc za drugą wypłatę kupiłam skróconą wersję liturgii godzin, o której z taką fascynacją pisała w swoich listach. Zaczęłam też interesować się duchowością karmelitańską, żeby bardziej zrozumieć to, co pociągnęło ją samą w stronę Karmelu. Zadziałało. Do dziś zarówno liturgia godzin, jak i Karmel są dla mnie szczególnymi miejscami spotkań z Bogiem.

Tak bardzo żałowałam, że nie mogę z nią porozmawiać! W końcu postanowiłam napisać list, a właściwie odpisać na jej listy, które – jak mi się wydawało – napisała do mnie. Najpierw próbowałam ubrać treść w świątobliwe słowa, ale w ogóle mi to nie wychodziło. Potem stwierdziłam, że muszę po prostu napisać to, co czuję. Zapytałam wprost, czy nie chciałaby zostać moją duchową przewodniczką i przyjaciółką… Trudno mi było uwierzyć, że odpowie, bo niby jak. Ale odpowiedziała. Odpowiadała i wciąż odpowiada na wiele różnych sposobów.

Pomaga mi w bardzo prostych, czasem zwyczajnych sytuacjach, kiedy pojawiają się prozaiczne problemy. Uczę religii, więc często spotykam się z młodzieżą, która jest niewierząca lub poszukująca. Zawsze stawiam im ją jako przykład i widzę, jak są tym poruszeni, że święci to byli ludzie szukający Boga całe życie, a nawet – jak w przypadku św. Teresy Benedykty – z etapem całkowitego negowania istnienia Boga. Czasem proponuję jako zadanie dodatkowe poznanie tej świętej i przygotowanie informacji na jej temat, z nadzieją, że zafascynuje kogoś tak, jak mnie samą.

Zdarza się, że ktoś ze znajomych prosi o modlitwę w jakiejś konkretnej intencji. Wyprosiła już wiele, począwszy od uzdrowień fizycznych przez znalezienie przez kogoś pracy aż po nawrócenia, takie po wielu latach życia bez Boga. Także sama doświadczałam nie raz, w chwili pokus czy kryzysów, konkretnej pomocy z jej strony, która przejawiała się np. poprzez pojawienie się osób, które były wsparciem. Tak jakby sama nie mogła stanąć obok mnie, ale „organizowała” kogoś w zastępstwie.

Jednym z najbardziej wymownych doświadczeń było to, kiedy przeżywałam poważny kryzys wiary i sensu. W mojej parafii odbywały się rekolekcje odnowy życia chrześcijańskiego. Dzień wcześniej napisałam do św. Teresy Benedykty drugi list, w którym bardzo konkretnie prosiłam ją o pomoc. Chciałam bardzo, żeby dała mi jakiś znak. Poszłam następnego dnia na tę modlitwę, ale wydawało mi się, że nic się nie wydarzyło i czułam nawet takie rozczarowanie, że się „nie odezwała”. Jednak wieczorem, kiedy już wróciłam do domu, olśniło mnie. Jedna z pań, które się za mnie modliły, przed modlitwą przedstawiła się. Miała na imię Edyta. To był dla mnie znak potwierdzający, że moja święta jest ze mną.

Jest też w tej przyjaźni wymagająca, bo z jej listów wiem, jak zachowywała się w niektórych sytuacjach, które i ja przeżywam. Czasami myślę o tym, że jak już się spotkamy, to chciałabym móc jej spojrzeć w oczy. To motywuje do nie poddawania się tak łatwo.

Uczę się od niej szukania Boga i zachwytu Nim, mądrości w relacjach, otwartości na każdego człowieka, jakiego spotykam (wierzącego czy nie), a także modlitwy wewnętrznej, którą ona tak w Karmelu pokochała. Tak trwamy w tej przyjaźni od ponad dziesięciu lat i wiem, że mogę na nią liczyć. Staram się też, by ona mogła liczyć na mnie.    

Wysłuchała Karolina Pawłowska

Przeczytaj także:

Egzaminy, budowa i święci franciszkanie

Podpowiada mi, co robić w życiu

Towarzyszą mi święci salezjanie

Św. Urszula czuwająca i św. Jacek na zakrętach

To, co głupie w oczach świata 

Wystarczyło poprosić

Patrzeć jasnym wzrokiem miłości

Zaprosiłam Ritę do swojego kościoła

Nie pozwala mi się zgubić

Oni mnie inspirują!